Pamiętam ich historię jak 145 odcinek „M jak Miłość” – oboje zakochani od wczesnej młodości. Ona popatrywała na niego przez kilka lat liceum, On również zerkał na nią przez cały przedmaturalny okres. On wykonywał delikatne kroki w jej stronę, a Ona nie była pewna jego osoby i nie zdecydowała się by być z nim. Jemu bardzo zależało i starał się by jakoś poruszyć jej serce, jednak ją to nie ruszało. Pod koniec liceum, porzucił wszelkie starania i postanowił dać sobie z nią spokój, jednak jej zaczęło wtedy zależeć i postawiła zawalczyć o niego. W nim nic nie wygasło i jak tylko zobaczył odzew z jej strony to postanowił walczyć o Nią. Stali się parą, a On robił wszystko by Ona była szczęśliwa. Chciał by z nim czuła się najszczęśliwszą osobą na świecie i podporządkowywał dla niej cały swój świat. Cztery lata związku zwiastowały, że wszystko skończy się na ślubnym kobiercu. Jednak chłopak ten odkrył, że nie jest szczęśliwy. Czuł, że będąc z nią nie jest sobą. Przez ten cały czas związku robił wszystko, żeby ona była szczęśliwa, jednak w tym czasie zatracił siebie. Nie czuł, że jest sobą gdy spędzał z nią czas. Zdecydowanie lepiej czuł się z innymi koleżankami niż z nią. Po długim czasie męki zrozumiał, że trzeba to zmienić – trzeba podjąć męską decyzję i zakończyć tą relację, gdyż w niej nie potrafi normalnie funkcjonować – był nieszczęśliwy. Problem był jeden – Ona do głębi była w nim zakochana. Rozstali się, z wielkim cierpieniem dla niej. On wyzwolił się i zaczął budować nowe relacje, Ona wpadała w nałogi i porządkuje sobie życie – póki co niestety jest sama.
To nie jest historia z happy endem, jednak dla mnie płynie z niej bardzo istotna i ważna nauka. Jaki z niej morał? Gdy budujemy relację z kimś nie wiem czy dobrym rozwiązaniem jest podporządkowanie całej rzeczywistości po to by druga osoba była szczęśliwa. Oczywiście zgodzę się z tym, że powinniśmy dbać o to, żeby druga osoba była najszczęśliwszą osobą na całym Bożym świecie, ale nie powinniśmy pozwolić na to by walka o jej szczęście spowodowała, że zmienimy się pod jej dyktando. Jeżeli Ona nie lubi Twojego śmiechu – nie śmiej się, jeżeli nie akceptuje Twoich żartów – nie mów ich, jeżeli nie podoba się jej kolor niebieski – znienawidź go, Ty kochasz taniec, a Ona nienawidzi spoconych mężczyzn – siedź na imprezach, Ona uwielbia wegetariańskie jedzenia, a Ty schabowy – człowieku – koniec z mięsem, nie podobają się Jej Twoje poglądy na wiele spraw życiowych – zmień je i zgadzaj się z nią na wszystko, denerwuję ją, że zgadzasz się z nią na wszystko … i tak dalej, i tak dalej – oto przepis na to byś zatracił siebie i stał się niewolnikiem. To samo dotyczy kobiet zmieniających się pod dyktando mężczyzn. Pytanie za jaki czas obudzisz się z ręką w nocniku?
Myślę, że uszczęśliwianie kogoś w sposób taki, że podporządkowujemy siebie pod jego oczekiwania to nie jest droga ku spełnieniu. Jeżeli pozwolimy by ktoś na siłę podporządkował nas sobie, to można zapytać się – czy już jestem kapciem czy tylko pantoflem? Teraz wstałaby cnotliwa kobieta z czwartego rzędu i zapytała: „Czy w imię miłość nie powinniśmy pracować nad wadami drugiej osoby?” Tak, tylko co nazwiemy wadą? Tu pojawia się kolejne pytanie: czy powinniśmy akceptować moralnie złe wady drugiej osoby? Oczywiście tutaj zgłaszam zdanie odrębne wobec całego narodu i Rzeczpospolitej i mówię głośno i wyraźnie: NIE, powinniśmy. To co jest złe i krzywdzące powinno być naprawiane i nie powinno się tego akceptować. Jednak powinny być to obiektywne wady, a nie subiektywne. To że ja lubię oglądać meczę, a Ty nie, nie znaczy, że mam nagle to zmienić, bo Tobie się to nie podoba – oglądanie meczy nie jest moralnie złe – chyba każdy to przyzna. Jednak odbijając piłeczkę, jeżeli oglądanie meczy stało się dla mnie fanatyczną religią, która wpływa negatywnie na nasze życie – to tu trzeba zastanowić się gdzie są granice. Wtedy przydaje się mądry przyjaciel, który pozwala nam powiedzieć czy idziemy w dobrym kierunku, czy nie błądzimy, czy nie zatracamy siebie, czy nie podporządkowujemy sobie drugiej osoby.
Jeżeli budujemy swoją relację z drugą osobą nie zapominajmy by budować ją wolności, by nie zmieniać nikogo na siłę, by nie podporządkowywać wszystkiego pod drugą osobę. Dbajmy o nią, ale nie zatracajmy siebie, bo drugą osobę powinno się kochać nie za to ze jest taka i taka, ale za nic … za to że jest. Pracować nad wadami moralnie złymi, ale iść do przodu – w wolności, która może doprowadzić do prawdziwej miłości dla której warto żyć 🙂